Już 27 września w serwisie Netflix odbędzie się premiera filmu „Znachor” w reżyserii Michała Gazdy.
Tymczasem film na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza podróżuje po Polsce. Kolejnym
punktem na mapie pokazów specjalnych było Kino Apollo w Wałbrzychu. Rodzinne miasto Leszka
Lichoty, filmowego profesora Rafała Wilczura vel Antoniego Kosiby, entuzjastycznie przywitało ekipę
filmową, która zaprosiła widzów na wspólną podróż przez malowniczą polską prowincję, pachnącą
sianokosami i kurzem polskich dróg, rozświetloną sierpniowym słońcem, z żydowską, roztańczoną
Austerią. Na widowni pojawiła się rodzina, przyjaciele i znajomi aktora, a w trakcie projekcji słychać
było szczery śmiech, zdławiony płacz i mocne bicie serc.
„Znachor” malowany subtelną kreską Michała Gazdy jest uniwersalną opowieścią poruszającą głęboko
skrywaną wrażliwość, empatię, szlachetność i bezinteresowną dobroć. Owacje na stojąco, pełne
wzruszeń podziękowania i gratulacje dla całej ekipy, niech będą najlepszą rekomendacją. Po seansie
Odeta Moro zaprosiła do rozmowy reżysera Michała Gazdę, Leszka Lichotę i Annę Szymańczyk,
ekranową Zośkę, która kradnie ekran.
Rozczulającym momentem było pojawienie się na scenie dumnej i szczęśliwej mamy Leszka Lichoty i słowa jednej z widzek. „Jerzy Bińczycki, który był moim wujkiem, na pewno byłby z was dumny, a pan bardzo mi go przypomina”. „Dlaczego reżyser zdecydował się sięgnąć po narodowe dobro, jakim jest „Znachor”? Skąd pomysł, na kolejną, trzecią już adaptację ikonicznej powieści?
„„Znachor” jest popkulturowym evergreenem, który za kolejne czterdzieści lat, nadal będzie ciekawą i
uniwersalną opowieścią. Warto zauważyć, że kolejne adaptacje powstawały, co cztery dekady i każda
z nich powstawała w specyficznym czasie. Pierwsza w 1937, kiedy za naszymi granicami powiewały flagi
ze swastyką, wersja Jerzego Hoffmana z 1981 roku była realizowana w tle stanu wojennego, a nasz
„Znachor” rodził się w pandemicznych maseczkach, pierwsze zdjęcia powstały w trakcie wojny w
Ukrainie, a dziś jesteśmy strasznie podzielonym społeczeństwie i nasz film, przepraszam za
wyświechtane słowa, jest ku pokrzepieniu serc” – powiedział Michał Gazda, który debiutuje w
pełnometrażowym filmie, a w jego portfolio znajdują się takie serialowe hity, jak „Odwróceni”,
„Wataha”’, czy „Zachowaj spokój”.
„Znachor” Michała Gazdy jest historią o niezłomnym, pokornym i na wskroś dobrym człowieku, który
potrafi patrzeć sercem. Jest opowieścią o szczególnej relacji ojca z córką, którzy nie wiedzą o swoim
istnieniu. O różnych odcieniach miłości. Jest jak miękki kocyk na jesienne, dżdżyste wieczory, jak ciepłe
mleko z miodem, jak czuły dotyk matki i kojący opatrunek na pękniętą duszę.
Trudno jest uniknąć porównań do wielkiego Jerzego Bińczyckiego, który wchodząc na plan „Znachora”
był w tym samym wieku, co Leszek Lichota, ba! Michał Gazda miał tyle lat, co Jerzy Hoffman, stając za
kamerą. Czyż nie był to dobry omen?
W jaki sposób Leszek Lichota zbudował Rafała Wilczura/ Antoniego Kosibę? Czy miał jakiekolwiek
obawy wchodząc w buty kultowej postaci? I wreszcie, z czym musiał mierzyć się w trakcie realizacji
filmu?
„Na pewno pomogło mi to, że jestem ojcem, bo to jest historia ojca, który utracił ukochaną córkę.
Zmierzenie się z czymś, tak lubianym przez ludzi, czymś nienaruszalnym, było dla mnie wyzwaniem,
które wziąłem na klatę. Potraktowałem to jak wyzwanie, mając jednocześnie poczucie, że jestem
otoczony najlepszymi ludźmi, którzy będą ze mną szli w tę historię. Najtrudniejsze było odkleić się od
poprzednich adaptacji i zrezygnować z aktorskiego ego. Wyciszyć się, odnaleźć wewnętrzną harmonię
i znaleźć w sobie spokój. Kiedy już się z tym oswoiłem, wejście w buty znachora było dla mnie czysta
przyjemnością” – przyznał aktor.
Publiczność doceniła również Annę Szymańczyk, która tak mówiła o filmowej Zośce. „Mam taki
temperament. Jestem bardzo blisko tej postaci, co więcej mój przyjaciel po warszawskiej premierze,
przyznał -” ładnie zagrałaś, ale właściwie nie zagrałaś, bo jesteś sobą” (uśmiech-przyp. red.) Ale Zośka,
która jest wiejską bizneswoman, ma też inne oblicze. Przy Antonim jest nieśmiała i delikatna” –
powiedziała aktorka. Wiarygodność, szczerość i naturalność, z jaką gra Anna Szymańczyk zasługuje na
największe uznanie.
Mając na uwadze, że film obejrzą użytkownicy serwisu Netflix w 190 krajach, warto nakreślić opowieść
Michała Gazdy. Szanowany chirurg Rafał Wilczur dnia na dzień traci wszystko. Rodzinę i pamięć.
Wielokrotnie skazany zza włóczęgostwo, zatrzymuje się we młynie i bezinteresownie zaczyna leczyć
ludzi. Silny w swojej słabości, w zgodzie na rzeczywistość, odarty z pychy i dobry. Trudno nie kibicować
rodzącej się miłości pomiędzy hrabią Leszkiem Czyńskim (Ignacy Liss) a Marysią Wilczurówną (Maria
Kowalska). Na przekór społecznym konwenansom, na przekór całemu światu. Wśród aktorskich
perełek na uwagę zasługuje dr. Jerzy Dobraniecki grany przez Mirosława Haniszewskiego, Krzysztof
Dracz jako żydowski karczmarz, czy wreszcie Ewa Szykulska przepędzająca złe uroki.
Kolejnym punktem na mapie pokazów filmowych są Kalisz (Kino Centrum), Lidzbark Warmiński (Kino
Ignacy) i Stargard (Stargardzkie Centrum Kultury). Premiera „Znachora” Anno Domini 2023 już 27
września w serwisie Netflix